niedziela, 1 grudnia 2013

Disneyland 1

Jadąc za granicę, każdy ma o danym kraju jakieś wyobrażenie i oczekiwania. Ktoś w Paryżu będzie chciał zobaczyć wieżę Eiffla, w Pradze Most Karola, a w Holandii-no ok, powiedzmy, że nie będzie chciał zwiedzać. Ale co do mnie i moich Stanów Zjednoczonych- mam kilkanaście miejsc, do których chcę i muszę pojechać prędzej czy później. Jednym z tych miejsc był-jak się może niektórym wydawać-dziecinny czy przereklamowany- Disneyland. Chciałam to zobaczyć. No i jak się okazało- nie musiałam długo czekać. Rodzina postanowiła wyjechać z okazji Święta Dziękczynienia, więc w środę rano był lot do Santa Any, okręgu Orange County i do niedzieli zabawa w parku w Anaheim.




Sam Disneyland to sieć parków rozrywki, którego motywem przewodnim są postacie z kreskówek i filmów wytwórni Walta Disneya. Pierwszy park powstał w 1955, to właśnie ten pod Los Angeles, w którym byłam. Do tej pory powstało w sumie kilka:
  • Walt Disney World Resort (niedaleko Orlando na Florydzie, powstały w 1971 roku),
  • Tokyo Disneyland (Tokio w Japonii, 1983)
  • Disneyland Resort Paris (Marne-la-Vallée we Francji; składają się z niego parki Disneyland z 1992 roku i Walt Disney Studios z 2002 roku).
  • Disneyland Resort w Hong Kongu
  • Disneyland w Szanghaju jest budowany i ma być gotowy w grudniu 2015.




 Sam Disneyland dzieli się na dwa parki- Disney Park i Disney California Adventure Park. CAP to park rozrywki z większymi kolejkami, trochę to bardziej dla dorosłych. Motywem przewodnim tej części były auta, nawiązanie do bajki "Cars".




















I główna atrakcja tej części California Adventure Park kolejka o nazwie filmowo brzmiącej nazwie "Cars".



Wcale się nie baliśmy.


Ceny są bardzo wysokie za wszystko. Począwszy od biletów, które to można kupić w wielu kombinacjach- 1 dniowy za 137 $, 2 dniowy za 210 $, 3 dniowy za 260 $ i 4 dniowy, który miałam ja za 285 $. Do tego nocowaliśmy w Disney Hotelu na terenie parku, więc już w ogóle klasa. Nawet kurki były w kształcie Myszki Mickey. 




Byliśmy w 8 osób, podejrzewam, że koszt tej kilkudniowej zabawy był horrendalnie wysoki, nie licząc biletów i spania, codzienne jedzenie po knajpach, szampany do kolacji (80 $ za butelkę..), czy kino, gdzie nakupiliśmy słodyczy i popcornu za 70 $, nie były niczym nadzwyczajnym. Przykładem może być kolacja w ostatni wieczór, która kosztowała ponad 1200 $. Dla mnie to ciągle jest wielki szok.


Jest to ogromny biznes, zanim przekroczy się bramę główną, po drodze jest chyba z 15 sklepów, kawiarnii i restauracji, wszystko byle wydać pieniędzy. Disney shop to wielkie składowisko koszulek, czapeczek, długopisów i wszystkich innych gadżetów, których nie sposób opisać. Dosłownie wszystko, ja dostałam uszy Minnie, które są piękne.


Zauważyłam pewną ciekawą zależność. Jako dziecko lubiłam bajki Disneya, do tej pory je lubię, ale moje serce należy do Cartoon Network, toteż cieszyłam się, że nie zobaczę tam koszulek ze Scooby Doo ani czepek z Dee Dee, bo wydałabym wszystkie pieniądze świata. Myślę sobie- nie mam parcia na zakupy, bo te postacie są mi obojętne. Aż tu nagle, wchodzi człowiek do Disney sklepu i od razu chce się mieć wszystko! Ni stąd ni zowąd, zakochuje się w sepleniącym Donaldzie albo innej-do tej pory nawet nieznanej postaci- i w tym momencie zostajemy pochłonięci. To jest jak prawdziwe opętanie przez Disney Satana! Poczułam na własnej skórze, choć szczęście się powstrzymałam, choć było ciężko!




Czapki pasujące do bluz, albo bluzy do czapek.




Takie jak w Licheniu. Masz za dużo hajsu, wywal go w beton.





Wielki sklep Lego, bierze się plastikowy słoiczek (duży za 15 $, mały za 7 $) i wybiera się jakie klocki tylko się marzą.



Wszyscy są tu bardzo uprzejmi, pomocni, ale wiadomo, że o to chodzi. Pracownicy mają świetnie tematyczne przebrania, w zależności w której sekcji parku pracują. Życie nam uratowały tzw. fast pass, czyli karnet na wejście na atrakcje bez konieczności czekania w kolejce.


Ciąg dalszy nastąpi! Mam mnóstwo zdjęć, więc na dniach spodziewajcie się kolejnego postu dotyczącego Disneylandu.

To be continued..

2 komentarze:

  1. Aga nadrobiłam zaległości i przejrzałam całego Twojego bloga. Jestem pod wrażeniem. Naprawdę coś niesamowitego. Tak przygoda w życiu jest nieoceniona. Z całego serca pozytywnie zazdroszczę. Jak tak wszystko ładnie opisujesz i przedstawisz to człowiek może się poczuć jakby tam był. Czekam niecierpliwością na kolejne wpisy. Będzie to taka moja mała bajka. Ściskam mocno i pozdrawiam.Monia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monia, dziękuje bardzo za śledzenie i miłe słowa! Ciesze się, że wpisy Ci się podobają! Ucałowania i do zobaczenia!

      Usuń