Przyjechawszy do Stanów, postanowiłam sobie, że od tej pory nie będę kupować ciuchów jak dotychczas, tzn. idąc na ilość, a nie na jakość, tylko będę kupować porządne marki. Wydając przy tym więcej pieniędzy- trochę mnie to postanowienie już uwiera- ale póki co idzie mi bardzo dobrze, bo widzę jakiej jakości są moje buty Ralpha Laurena czy torebka Michaela Korsa (tak, sprawiłam sobie cudowny prezent za pieniądze, które pierwszy raz w życiu na dobrą sprawę sama zarobiłam- bolało w momencie podawania karty sprzedawczyni, ale ciągle mam dumny uśmiech na twarzy ilekroć na moje granatowe, klasyczne cudo patrzę). No więc idąc dalej tropem- kupię mniej, wydam więcej, ale będzie to najlepsza jakość- udałam się do butiku z bielizną Victoria's Secret.
Firma została założona w San Francisco w 1977 r. przez absolwenta szkoły biznesu Stanford, Roya Raymonda, który czuł się bardzo zakłopotany, próbując kupić bieliznę dla żony. Podstawową innowacją w sklepach VS było stworzenie atmosfery przyjaznej dla mężczyzn poprzez odpowiednie wykończenie wnętrza w wiktoriańskim stylu, a przede wszystkim przez miłe i piękne sprzedawczynie. Mężczyzna mógł poszperać w bieliźnie, a kiedy już znalazł odpowiednią, sprzedawczyni pomogła wybrać rozmiar. Pamiętacie jak pisałam o Golden Gate, że jest mostem samobójców? W 1993 r. Raymond skoczył z niego, gdy miał 47 lat. Nazwa marki nawiązuje do brytyjskiej królowej Wiktorii.
Prawie- poznańska dusza dusigrosza ponownie zapłakała, ale oto zaczęła się przygoda.
Nie zdążyłam zrobić trzech kroków w sklepie, a już podeszła do mnie dziewczyna z pytaniem czy mi pomoc, jak mam na imię (co też wpisała skrzętnie na bilecik) i czego szukam. A że szukałam stanika, to powiedziałam, że poproszę o pomoc bra-fitterkę (taka pani co mierzy wszelkie damskie obwody i doradza jaki rozmiar biustonosza należy kupić), myśląc, że będzie tak jak w Polsce- żadnej nie ma w sklepie, trzeba się umawiać wcześniej na takie konsultacje, bla bla.. A tu miłe zaskoczenie- dziewczyna powiedziała, że oto mój bilecik, na który wszystko zostanie wpisane i mam się udać do "pink roomu" (różowy to kolor VS), a tam będzie ktoś na mnie już czekał. I to dosłownie! Kolejna pani mnie przywitała, znając już moje imię, bo jak się okazało- pracują wszyscy w sklepie na walkie-talkie, więc zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, pani już wiedziała czego mi trzeba. Może to wszystko co piszę jest oczywiste dla niektórych, ale póki co nie spotkałam się jeszcze z taką obsługą (nie wiem jak w Warszawie w Złotych Tarasach jest w sklepie VS, ale podejrzewam, że jest proporcjonalny do polskich zarobków, czyt. mały i niemiły), więc pozwolicie, że nadal będę w tym moim zdziwionym i pozytywnie zaskoczonym tonie kontynuować. No więc pani w przymierzalni pomierzyła to i owo i daje mi do ręki określony stanik i mówi, że to jest tzw. "stanik próbny", gładki i czarny, mający na celu tylko sprawdzenie rozmiaru, a modele i kolory będą następnym krokiem. Aby upewnić się, że bielizna nie leży dobrze tylko na ciele, ale także pod ubraniem, na wieszaku w przebieralni wisi "próbna bluzka" z napisem "Try me on" (przymierz mnie), która ma pomóc w doborze stanika, widząc jak on leży i jak się w nim czujemy ubrane.
Przyzwyczajona, że w polskich przebieralniach niezależnie jakiego sklepu trzeba się spieszyć, bo już sprzedawczyni krzyczy "i jak tam?", dowiedziałam się, że w kabinie jest magiczny przycisk, który się wciska jak już się jest gotowym do pokazania bra-fitterce, który to mruga i sygnalizuje od zewnątrz bycie gotowym. Jakie proste, acz mądre!
No więc po kliknięciu guziczka, pani już podchodzi do nas mówiąc po imieniu i się upewniając, że jest się gotowym, po czym wchodzi z nami do przebieralni (tak, że nie trzeba wychodzić na korytarz i pokazywać się przy okazji obcym panom czekającym na swoje żony/dziewczyny/kochanki aż im się pokażą w zasponsorowanym komplecie) i ocenia jak wszystko leży i w zależności od opinii, albo daje do mierzenia kolejne rozmiary albo zapada "wyrok"- to jest twój rozmiar i można wracać do sklepu wybrać swój wymarzony komplet, bo już zna się swoje wymiary (które oczywiście w ogóle nie odpowiadają europejskiem).
Jak się okazało, przez połowę mojego życia nosiłam zły rozmiar stanika- wcale nie mam 75 w obwodzie, tylko 70, a miseczka za to skoczyła 3 rozmiary w górę (haaaaaaa!). I np. nie ma u nich naszego 70 czy też 75, tylko jest 30, 32, 34 itd. Skomplikowane. Wybrałam sobie klasyczny biustonosz na codzień, a także sportowy na siłownię, który jest najlepszym jaki do tej pory miałam. Zresztą oba wybrane przeze mnie staniki, nie mają porównania z żadnym innym jaki używałam do tej pory.
Obsługa wspaniała, zajmowały się mną trzy panie, każda doradzała w innym temacie, zakupy tam to sama przyjemność. Wszystko fajnie, pięknie, aż przychodzi moment płacenia. Niestety to już mniej przyjemne, a właściwie wcale. Bardzo drogo, ale już wiem dlaczego. Raz, że płaci się oczywiście za markę, ale dwa- świetna jakość, obsługa, materiał, kolory- wszystko! Cena boli dość mocno, nie tylko przeliczając na złotówki, bo stanik to impreza w okolicach 50 dolarów, a stanik sportowy około 55 (zależy jeszcze jaki). Wydatek spory i to bardzo, ale naprawdę widzę różnicę w komforcie noszenia. Cena tym boleśniejsza, że w TJ Maxie (oni maja TJ zamiast TK…) widziałam ostatnio np. płaszcz DKNY za 65 dolarów, a wiadomo co fajniej byłoby sobie za jednak podobne pieniądze kupić.
Ale jako że obiecałam sobie jakość nad ilość, podreptałam (nie do końca) ochoczo do kasy i oto mam! Jeśli ktoś się zastanawia czy kupić, to naprawdę polecam i mimo ceny, warto. Jestem ciekawa jak będzie wyglądać bielizna po kilku praniach, ale to już moje zmartwienie ;-)
A jesli któraś z Was była w VS w Warszawie, to może podzieli się swoimi wrażeniami, czy jest tak samo? Chętnie się dowiem!
Kosmetyczka i zestaw pędzli do makjażu od firmy, jak już wyda się miliard dolarów.
A tu macie link to tegorocznego pokazu VS, który jak zawsze, miał miejsce w Nowym Jorku. Jest na co patrzeć!
http://www.youtube.com/watch?v=1UniwHwvNg4
I o samym, corocznym pokazie VS- pierwszy odbył się w 1995 r. Został zauważony przez prasę światową i okrzyknięto go "bieliźniarskim wydarzeniem stulecia". Historyczny pokaz odbył się natomiast w 1999 r. Był transmitowany na żywo przez TV i pokazywany na ekranie na Times Square. Obejrzało go 1,5 mln ludzi, w kolejnych latach pokaz bił rekordy popularności. Co roku specjalnie na pokaz bielizny VS projektowany jest jeden wyjątkowy egzemplarz biustonosza, tzw. "Fantasy bra". Tworzą go jubilerzy, a jego wartość opiewa na miliony dolarów (np. w 2011 Miranda Kerr została wybrana do prezentacji "Treasure fantasy bra", wartego 2.5 mln dolarów, tegoroczny miał wartość 10 milionów…). Znakiem rozpoznawczym pokazu są anielskie skrzydła noszone przez wybrane "aniołki". Na widownię zapraszane są znane gwiazdy, natomiast sławni muzycy prezentują swoje utwory w trakcie wybranych "segmentów" oraz w przerwach.
"Mój umysł mówi ciało modelki Victoria's Secret, ale serce mówi czekolada, pizza, ciasto"
"Ja podczas oglądania pokazu VS"
A jak mierzą tam? Przymierzam się do kupna przez internet, ale coś gubie się w tych opisach na stronie..
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Będę zaglądać częściej.
OdpowiedzUsuń