wtorek, 27 stycznia 2015

Jedzenie w USA

Wiele osób zastanawia się co Amerykanie jedzą, a raczej co można znaleźć w amerykańskich supermarketach. Odpowiedź brzmi- wszystko. Jest bardzo dużo gotowych posiłków, tylko do odgrzania lub też głęboko mrożonych, które zaraz można jeść. Poniżej przykłady, makarony z serem i inne rzeczy i ceny. Żółte wartości to cena dla klientów "z kartą stałego klienta", ale tak naprawdę każdy ją ma. Teraz dolar stoi 3,74 zł, więc bardzo wysoko. Ja nie przeliczam nigdy, bo nie ma sensu. Czy coś jest drogie czy nie- o co często jestem pytana- trudno powiedzieć, bo tutaj zarobki oczywiście są inne niż w Polsce. Jak będziecie przeliczać w głowach ceny, miejcie na uwadze, że najniższa krajowa w Kalifornii (każdy stan ma inną) wynosi około 57,300$ rocznie, czyli 4775$ miesięcznie, więc około (licząc za dolara 3,50 złotego) 16 tysięcy złotych miesięcznie (!). Teraz dalej możecie przeliczać czy mleko jest drogie.


Gotowce


Najbardziej amerykańskie z amerykańskich słodyczy. Nigdy nie próbowałam, boje się. Nawet dzieci mówią, że to za słodkie.


Oto tabela kaloryczna Twinkiesów. Po przyjeździe doradzono mi patrzec na cukier, czyli "sugar", a na kalorie dopiero w drugiej kolejności. Cukier jest dodawany do WSZYSTKIEGO, nie przesadzam. I tak żeby łatwo można było tą tabele zrozumieć- w pudełku jest 5 porcji (servings per container, na górze), a tabelka jest dla jednej porcji! Czyli w takim pudełku nie ma 33 gram cukru, ale 33 x 5 czyli 165 g!!


Pieczywo od koloru do wyboru, ale tylko tostowe. Zapomnijcie o jakimś pełno ziarnistym, pysznym pieczywie jak u nas, chleb w USA woła o pomstę do nieba. Znalazłam tostowy chleb, który okazał się całkiem ok, z 0 g cukru, ale ile można jeść tosty?! Średnio bochenek chleba tostowego kosztuje 3$ z hakiem.


Populare tu- bajgle. Takie trochę jak nasze bułki, ale nie chrupiące. Cena za jeden- 69 centów. 


Codziennie wypiekane pączki! Najsłynniejsza słodkość w USA. Słodkie to strasznie (żadna nowość), te z czekoladą czy jakimiś posypkami są straszne. Kilka razy jadłam klasycznego polanego lukrem (środkowy rząd, drugie od lewej) i te akurat w smaku są podobne do naszych.




Jogurty z posypkami


Gotowe masy na ciasteczka- wystarczy wyłożyć na blachę i włożyć na 15 min do piekarnika i gotowe. Jak piekę domowe ciastka to nie zdążą czasem ostygnąć, a już ich nie ma- tak każdy się rzuca na domowe wypieki, bo mało kto to robi, skoro można iść do sklepu i je po prostu kupić.


Specjalnie zrobiłam zdjęcie ceny Philadelphii, bo u nas też jest- tu kosztuje 2$.


Lodów tona


Mrożona już ubita śmietana..


..tarty...


...i gofry.


Pół galonu (1,90 litra) mleka kosztuje 4$.


Gotowe dania wszelkiego rodzaju: chińskie..



..włoskie


A teraz hit. Lubiana przez wszystkich Cola- a na etykiecie czytamy, że ma 39 gram cukru! Najgorszy jest Mountain Dew, on ma coś około 60 g na butelkę.




Smakowe syropy do wody. Blee. Tęsknie za malinowym z Herbapolu (zwłaszcza dodawanym do kaszki mannej ;-) )



Czipsy! Ciekawe jest to, że nie ma tutaj małych paczek. Nie można kupić w sklepie paczuszki na kilka sięgnieć do paczki, trzeba kupić wielką pakę.


Najlepsze!



Oreo w każdym smaku, za 3$ za opakowanie



Przesłodzonych płatków śniadaniowych od koloru do wyboru




Na porcję przypada 10 gram cukru


Słodkie sztuczne soki



Jedna szklanka zawiera 28 gram cukru, fuj.


Masło orzechowe! Peanut butter to chyba najpopularniejsze smarowidło do chleba. Ulubiona kanapka w stanach to PB&J (peanut butter & jelly)- masło orzechowe, a na to dżem truskawkowy. Pychota!


Marshmallow, czyli pianki, w każdym rozmiarze. Sam cukier



Syrop klonowy. Obrzydlistwo


Gotowe mikstury do robienia naleśników, czy gofrów. Najśmieszniejsze, że do nich i tak trzeba dodać jajko, albo mleko, itp. Bez sensu kompletnie, ale "wygodne" dla leniwych Amerykanów


Słynny "mac & cheese", czyli macaroni and cheese, to nic innego jak makaron z roztopionym żółtym serem. Te gotowce są nie do jedzenia, ale od czasu do czasu robię domowej roboty sos serowy i jest pycha! Dla chętnych przepis po angielsku- klik


Słynne zupy Campbella. Spróbowałam raz rosołu i do dziś mam koszmary.


Półka z jedzeniem koszernym, mała, ale jednak jest:


Z drugiej strony jest wiele jedzenia "organic", czyli organicznego, oczywiście droższego niż odpowiednik "nie eko". Czy naprawdę jest to zdrowsze, czy to tylko etykieta- nie mam pojęcia, ale lubię myśleć, że tak.

Dlaczego Amerykanie są więc grubi, skoro mają możliwość kupowania w miarę zdrowego jedzenia? 

1. Fast food jest tańszy od zdrowego jedzenia. Sałatka w fast foodzie kosztuje 5 $, a hot dog 1,50$. Wiadomo co człowiek o niższym wynagrodzeniu wybierze. I naprawdę to widać- zgrabne kobiety i umięśnieni faceci, to jednak klasa średnia i w górę (oczywiście, że generalizuje), a ludzie otyli to jednak ludzie biedniejsi, bo kupują gotowce, fast foody i przetworzone jedzenie ogółem.

2. Cukier. Jest od dodawany do wszystkiego. I to nie taki cukier jak u nas w Europie, tylko diabelski syrop glukozowo- fruktozowy, czyli po prostu cukier wytwarzany z kukurydzy. Dlaczego syrop zastąpił cukier? Otóż dlatego, iż jest tańszy- bo pozyskiwany z kukurydzy, ma dłuższy termin przydatności i przede wszystkim, bo jest płynny. 

3. Późne i obfite kolacje. Tu koło południa, 13, jada się lunch. Jest to jakaś sałatka, makaron, coś w teorii nie dużego, to kolejny większy posiłek po śniadaniu. Następnie koło 19, 20 lub czasem nawet później je się "dinner", czyli nasz obiad, który zjedlibyśmy po ich lunchu. I nie jest to kanapka jak u nas na kolacje czy coś małego na ząb wieczorem, tylko pełen posiłek. 

4. Gazowane napoje. Tzw. "sody" są o wiele słodsze niż w Polsce, o wiele większe i o wiele bardziej kaloryczne. Nie pijałam Coli czy Sprite nałogowo, ale od czasu miałam na to ochotę. Tu piję to "od święta", bo to jest nie do upicia.

5. Wielkie porcje. napoje w rozmiarze small są jak nasze średnie, dania w restauracjach jak półtora lub nawet dwa dania u nas. Na początku nie byłam w stanie tego przejeść, większość porcji zostawało na talerzu. I co dla mnie wydawało się strasznie dziwne, a tu jest normalnością- należy prosić o pudełka, żeby niedojedzone jedzenie zabrać ze sobą. Na początku pomysł obśmiałam, bo wydawało mi się to żenujące, ale wszyscy proszą o "boxy". I nie jest to głupi pomysł, bo fizycznie nie jest się w stanie przejeść całej fury tegoż jedzenia, a resztę można wciągnąć później w domu. Albo dać psu :-)

Co ciekawe, mimo, że Amerykanie są narodem otyłym, to bardzo dużo ludzi ćwiczy, chodzi na siłownie, biega. Tutaj nie mieć karnetu na siłownie, to jak popełnienie wielkie faux pas. Każdy ćwiczy! Na siłowni na którą chodzę widzę wiele osób w wieku moich dziadków! I to nie pojedyncze osoby, tylko małżeństwa, koleżanki, całe ekipy seniorów! Nawet mają specjalne zajęcia z trenerem kilka razy w tygodniu, gdzie adekwatnie do wieku ćwiczą na sali. Dodatkowo karnet na siłownie jest śmiesznie tani. Ja płacę 40$ za 24 godzinną siłownie (nie wiem kto chodzi o 3 nad ranem pakować, ale ok) plus 7 dni w tygodniu zajęcia fitness różnego rodzaju, zaczynające się od 6 rano, a kończące o 8 wieczorem.

Niestety (stety?) jedzenie tutaj jest tak przeróżne, że ciągle jest coś nowego do spróbowania, nowa knajpka do wejścia, nowy smak do sprawdzenia. Amerykanie mają pyszne steki- a przede wszystkim wiedzą, jak je przyrządzać), wspaniałe wołowe burgery (których trudno nie zjeść z frytkami), świeże warzywa i owoce, które do Europy płyną miesiącami (zwłaszcza przepyszne avocado, które je się w Kalifornii na potęgę), a także bardzo dobre wina z niedalekich regionów Napy. Trudno się opanować przed wszystkimi kolorami i zapachami, ale jak napisał Oscar Wilde (w Portrecie Doriana Greya)- jedynym sposobem pozbycia się pokusy, jest uleganie jej. Smacznego!




9 komentarzy:

  1. Wow, czekałam na taki wpis. Mieszkając z chłopakiem z USA, gdy byłam w Pekinie próbowałam zrozumieć jego irytację odnośnie zorganizowania sobie własnego życia w Chinach. Na początku jest to bardzo trudne, bo trzeba przecież... coś jeść. Nie wiadomo gdzie i co można znaleźć, a ogromny supermarket wcale nie jest taki przejrzysty, gdy wszystko jest po chińsku, a na dodatek jest zapakowane (i nagle okazuje się, że bodźce wzrokowe bez zrozumienia treści niewiele ułatwiają). Dla mnie było to trudne, a on w całej złości 'na Chiny' mówił, że 'u nas , wszystko jest GOTOWE w sklepie, idziesz, kupujesz, otwierasz, jesz', teraz już wiem jak to wygląda...
    Przerażająco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu! Ja zamieszkałabym w tym hipermarkecie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesli dobrze przeczytalem etykietke, to Cola ma cukier a nie 'corn syrup" jak wiekszosc w USA. Najbardziej tesknie za smacznym polskim pieczywem, bo to, co tu jest nie nadaje sie do jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Jak będziecie przeliczać w głowach ceny, miejcie na uwadze, że najniższa krajowa w Kalifornii (każdy stan ma inną) wynosi około 57,300$ rocznie, czyli 4775$ miesięcznie, więc około (licząc za dolara 3,50 złotego) 16 tysięcy złotych miesięcznie (!)."

    To chyba średnia krajowa, bo minimalna w Kalifornii wynosi 10$ za godzinę, czyli za pełen wymiar około 1600$, przy minimalnej federalnej 7,25$.

    OdpowiedzUsuń
  5. "najniższa krajowa w Kalifornii (każdy stan ma inną) wynosi około 57,300$ rocznie, czyli 4775$ miesięcznie"
    To jakies bzdury... Wychodzi ok $30/godz. W rzeczywistosci srednia godzinna stawka to $13 dla Kaliforni.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja.. Pier do le.. MASZ PIERDOLCA NA PUNKCIE CUKRU? Po cholere tam jechałas? Dobrzr wiesz jak oni żyją. A spuszczanie sie pod kazdym zdj nad cukrem i mialczenie jakie to fuj jest nudne. Obrzydzilas mi dalsze ogladanie twojego bloga. Jest taki sam jak cukier. Fuj.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha ha ha ! Prawda w oczy kole .. to tak po polsku!

    OdpowiedzUsuń
  8. Rany...można dostać cukrzycy od samego patrzenia! ;) Obrzydliwstwo! Jeszcze bardziej uwielbiam moje warzywka

    OdpowiedzUsuń